Literatura:
"Motyle dzienne" M.Sielezniew, I. Dziekańska, s.66
"Motyle dzienne Polski" J. Buszko, J. Masłowski, wyd.II, s.34
"Atlas motyli", J. Twardowski, K. Twardowska, s.17
"Motyle dzienne Polski. Atlas bionomii", A. Warecki, nr 11
Internet:
Wikipedia
lepidoptera.eu
Insektarium
baza.biomap.pl
4m2 – dokładnie tyle w zupełności wystarczy kosternikowi palemonowi, aby mógł poczuć się królem na łące. Na jego terytorium nie ma prawa wlecieć żaden inny owad: motyl bez pardonu odgania każdego intruza. Umówmy się, że takiej zadziorności raczej nie spodziewalibyśmy się po takim mikrusie (RS 26-28mm). Obszar królestwa wyznaczony jest nieprzypadkowo: do szybkiego startu i równie szybkiego lotu motyl potrzebuje sporo energii, a tę czerpie ze słońca, więc jego kawałek podło… łąki, znaczy się, powinien być mocno nasłoneczniony. No i przydałaby się jakaś wysoka trawa, z której może obserwować sytuację – najlepiej jakaś szerokolistna, z tych gatunków, które są roślinami żywicielskimi jego larw. Przywiązanie palemona do terytorium jest tak silne, ze - jak zaobserwowano - te same terytoria są latami zajmowane przez kolejne pokolenia samców…
Motyla najprędzej namierzymy na przełomie maja i czerwca - najlepiej, żeby łąka była wilgotna. Zdecydowanie najczęściej fotografowałem go na kwiatach firletki poszarpanej – tak się składa, że ta ciekawa roślina (w tradycyjnym lecznictwie brytyjskim olejek z firletki stosowany był jako remedium na ukąszenia węży!) kwitnie dokładnie w tym samym czasie, w którym pojawiają się imagines naszego kosternika. Doświadczenie podpowiada mi, że kiedy widzę połacie kwitnącej firletki, muszę się spodziewać, że wdepnę w jakąś wodę.
Nietypowa, łacińska nazwa motyla (Carterocephalus palaemon) została nadana na cześć Melikertesa – zgodnie z mitologią grecką syna Ino i Atamasa. Są dwie wersje historii, w której Melikertes zostaje bogiem Palajmonem – jedna gorsza od drugiej. W pierwszej ojciec wrzuca go do kotła z wrzątkiem, matka wydobywa i z ugotowanym trupem popełnia samobójstwo (rzucając się do morza). W tej drugiej wersji to matka ładuje syna do garnka. Wyrodni rodzice? Nie bardzo: zarówno matka, jak i ojciec zostali wcześniej porażeni szaleństwem przez Herę, już tam pal licho, za jakie głupoty. Bóstwa morskie litują się nad matką i synem: Ino zostaje nereidą Leukoteą (Boginką Mgły), młody – bożkiem Palajmonem. Obydwoje pomagają żeglarzom, których prowadzą podczas burzy… Czyli wszystko kończy się dobrze i szczęśliwie, przynajmniej w tej wersji historii. Bo jest jeszcze inna. Młodego wyławia delfin i trupa wiesza na sośnie (jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić), Syzyf go grzebie. Stąd częste przedstawienia Palajmona w postaci chłopca siedzącego na delfinie. Podobno w ofierze składano mu dzieci…
Przyznaję: nie mam bladego pojęcia, co to wszystko ma wspólnego z tym pięknym motylem. ■
„Chodzenie, w wersji idealnej, jest stanem, w którym umysł, ciało i świat spotykają się z sobą, jak gdyby były trzema prowadzącymi rozmowę postaciami, trzema dźwiękami niespodziewanie łączącymi się w akord. Wędrowanie pozwala nam na osadzenie się we własnym ciele i w świecie bez konieczności zajmowania się nimi. Daje swobodę myślenia bez niebezpieczeństwa całkowitego pogrążenia się i zatracenia we własnych myślach.
(...) Wydaje się, że piesza wędrówka ułatwia również poruszanie się w czasie, umysł bowiem wędruje swobodnie między planami, wspomnieniami i obserwacjami.” - Rebecca Solnit, "Zew Włóczęgi. Opowieści wędrowne"